Wiele sytuacji, które obserwuję w przestrzeni, kompletnie mnie nie interesuje. I to nie jest kwestia mojego zblazowania, czy też niechęci do tych zdarzeń. Tyle widziałem ludzi, którzy gorączkowo przeżywają rzeczy będące zupełnie z nimi niezwiązane. Po co robić coś takiego?
Za każdym razem, gdy jestem świadkiem czyjejś wypowiedzi, która jest swoistego rodzaju wyrazem niezadowolenia, to próbuję sobie odpowiedzieć na pytanie: „Dobrze, ale co cię to obchodzi?”. Bezsensownych oburzeń jest wiele – dosłownie wszędzie. Czy to ludzie są tak delikatni? A może tak tępi i egoistyczni? Jak bardzo trzeba być zgryźliwym, aby mieć problem o rzeczy, które w bezpośredni sposób nas nie dotyczą?
Nie umiem nawet dobrze zdiagnozować istoty problemu, który z tym mam. Na pewno przesadne wściubianie nosa we wszystkie dziejące się wokół wydarzenia może być kojące. Dobrze jest się pocieszyć, że ktoś ma gorzej, co nie? To trochę jak spotkania z klasą po latach, gdy nie utrzymujesz z większością ludzi żadnego kontaktu. Przyjdziesz na to spotkanie, a po co? Z chęcią powspominania starych czasów, czy może jednak chcesz się przekonać, że innym się gorzej wiedzie?
Nie mówię też o sytuacjach, gdy ktoś nam bliski nie chce podzielić się problemem, a my mimo to chcemy się dowiedzieć. Jakość życia takiej osoby, jej humor w oczywisty sposób wpływają na nas, więc nic dziwnego, że takie rzeczy nas interesują. Mnie chodzi o przypadki, gdy emocjonujemy się (zazwyczaj negatywnie) postępowaniem osób nam zupełnie obcych lub takich, z którymi nie łączą nas bliskie relacje.
Bo to fajne? Być może. Nie wiem, bo jak zauważyliście, mnie takie rzeczy nie obchodzą. Zastanawia mnie jednak bardzo, dlaczego tak się dzieje? Musi istnieć jakiś związek pomiędzy charakter a tym, że obchodzą nas rzeczy, które nas nie dotyczą. Po się złościć, że ktoś ma kolczyk w nosie? Dlaczego niektórzy zwracają uwagę na ubrania? Z jakiego powodu komuś przeszkadza sposób wypowiadania się? Tych rzeczy jest mnóstwo. Dobrze – te rzeczy mogą ci się nie podobać i to normalne, że oceniamy ludzi. Po co jednak to rzucanie pogardliwego spojrzenia, powiedzenie niesmacznego tekstu czy inny wyraz dezaprobaty? Aż tak to kogoś potrafi boleć?
Jakieś tam przesłanie
Dajmy ludziom robić rzeczy, a nie nastręczajmy im niepotrzebnych sytuacji, których wartość jest jednoznacznie negatywna. To obrzydliwe. Jedynie możemy komuś zepsuć dzień, pewność siebie i wiarę w ludzkość. Dopóki ktoś nam nie robi krzywdy fizycznej i psychicznej, to nie wycierajmy sobie twarzy wolnością słowa, tylko po to, aby uargumentować bycie prostakiem i obmierzłą szumowiną.
A jak słyszę z ust ludzi, że taka postawa jest negatywna, bo co jakby sąsiad bił żonę i dzieci? Też by cię to nie obchodziło? Nie! To mylenie dwóch pojęć i paskudna retoryka przyjmowana przez dyskutantów z najniższej półki. Brak pomocy komuś w potrzebie nie jest tym samym, co powiedzenie ekspedientce w sklepie, że ci się nie podobają jej włosy.
Cóż, aż tak mnie to nie obchodzi, że napisałem taki tekst…
Jedna uwaga do wpisu “Co mnie to obchodzi?”