Gdzie zaczyna się narzekanie?

Gdzie zaczyna się narzekanie?

Zastanawiam się nad tym całkiem często i nie mam w sumie nic wartego uwagi do powiedzenia. Niestety, ale wszystko w tej kwestii sprowadza się do stwierdzenia, że to zależy. Wydaje mi się, że prezentowanie swoich problemów różni się od tego, przy kim to robimy. To jest właśnie największy problem!

Do czego zmierzam? Z jednej strony nie powinno się wartościować czyichś problemów. Nikt nie cierpi tak samo, a i też trudno czasem zrozumieć ból drugiej osoby. Stoję więc przy tym, że nie ma lepszych i gorszych smutków, aczkolwiek nie mogę wyzbyć się wrażenia, że mimo wszystko tak uważamy. Nie mówimy niektórym o własnych problemach, bo gdy słyszymy o bolączkach innych, to nasze wydają się tak niewielkie, że praktycznie nie istnieją. Z kolei część z nas walczy z ogromnymi przeciwnościami i też się nie chce tym dzielić.

Z kolei są również ludzie skarżący się na wszystko nieustannie wszystkim wokół. I tak tkwimy w tego typu sytuacjach, które nigdzie nas nie prowadzą. O ile byłoby łatwiej, gdyby można było powiedzieć bez skrępowania o wyniszczających nas rzeczach? Trudno powiedzieć, ale nie zdziwicie się raczej, gdy powiem, że w Polsce jesteśmy strasznie zamknięci wewnątrz siebie. Nikomu nic nie mówimy, bo niby sami sobie damy radę. Jest to modelowy przykład postępowania autodestrukcyjnego, co nie podlega większej dyskusji.

Normalnie bardzo nie lubię poważnych przykładów, więc żadnego tu nie użyję. Po prostu nie mówmy innym, że niektórzy mają gorzej – to po prostu nie działa, a także sami tak nie myślmy. Byłoby wspaniale poczuć, że jest mi smutno, a tej drugiej osobie też jest smutno i warto razem sobie z tym poradzić. Jeżeli dalej jako społeczeństwo będziemy zamykać się we własnych bańkach, to będzie przykro nam, naszym bliskim i wszystkim wokół.

Czy jednak większość z nas jest gotowa na to, aby zaakceptować problemy innych? Oznaczałoby to przecież tolerowanie całej drugiej osoby. Czy boimy się oceny naszej postawy, więc wolimy nie robić nic? Czy może nie wiemy, jak komuś pomóc? Powodów ucieczki do udzielenia i skorzystania z pomocy jest niezwykle dużo.

Nie narzekajmy

Narzekanie to bardzo negatywne słowo, więc nic dziwnego, że nie kojarzy się ono z niczym przyjemnym. Jak opowiadamy o problemach, z którymi się borykamy, to czując niechęć rozmówcy, używamy często pewnego wytrychu słownego. Mianowicie wówczas bronimy się tekstem: muszę sobie ponarzekać. Po kolejnych takich sytuacjach nie mówimy już tyle o sobie, uciekając gdzieś do własnej głowy z tym, co nas w życiu męczy. Nie chcemy narzekać, co nie? Wolimy dzielić się problemami i mocno wierzę, że jako społeczeństwo w końcu do takiej postawy dorośniemy. Być może dzięki temu ograniczymy ilość powodów do narzekania. Brzmi to prosto, więc czemu tego nie spróbować? To nasz wybór.

Dodaj komentarz