Nie ciągnęło mnie nigdy do filozofii i nie czułem też potrzeby zgłębiania tych wszystkich wielkich doktryn i systemów, które tworzyli myśliciele od bardzo dawna. Cóż, nadal nie mam ochoty na filozofię.
Zacząłem się jednak zastanawiać, czy potrzebuję sobie wytłumaczyć pewne rzeczy, a zwłaszcza te, których nie potrafię zrozumieć. Jak to zwykle bywa – nie potrafiłem sobie na to odpowiedzieć. Gdy przyjrzałem się tej sytuacji bliżej, to nabrałem przedziwnego wrażenia, że mam krzywe wyobrażenie filozofii. Chyba tak jest, że każdy z nas posługuje się w życiu jakąś filozofią, ale nie musi jej nazywać, ubierać w słowa i sprzedawać innym.
Czy jest coś, co uprawnia nas do forsowania w społeczeństwie własnych poglądów? Według mnie tylko to, że je mamy. Są szkodliwe? To tutaj wchodzi rola innych ludzi, których zadaniem jest wypunktować groźne postulaty. Jeżeli to się nie stanie, to znaczy jedynie tyle, że społeczeństwo jest równie szkodliwe.
Nieraz zdarza nam się słyszeć, że jedna osoba została oszukana przez inną z powodu naiwności. Po czyjej stronie leży wina w tym konflikcie? Według mnie po obu stronach. Nic nie uprawnia do wykorzystywania innych, ale nie traktujmy osób łatwowiernych jako bezbronnych. Czy można stwierdzić, która strona jest bardziej winna? To już w mojej ocenie zależy od konkretnego przypadku.
Byłoby bardzo miło stworzyć własną filozofię, a następnie się nią dzielić, co tutaj próbowałem zrobić. Czytając to, co napisałem, nie mogę wyjść z podziwu, że sformułowałem takie truizmy, a wydają mi się wręcz niepospolite. Być może to kwestia obecnie panujących standardów? A może to mi się wszystko wydaje, a życie spędzam w mojej megalomańskiej bańce.