kaprawe oczy smolistej aury, mazi rozlanej między bliznami, myśli zwiędłe chęci wyparły, w świat nieodbytej wędrówki wrzucone - tam zmarły. w przyziemnej rozwartości nieskąpane nigdy w cieple, ani pośród chłodnej toni. pragnień ciężar niby moich, choćbym chciał, nie mogę dźwignąć. jestem obleczony niczym, obserwuję w pustce tylko mroku połacie stężone. tracę wzrok i tonę w nich, utonę, a tonę ważą one.