Nieraz mam tak, że pewne wyobrażenie przysłaniają mi najważniejsze sprawy. Podświadomie dopowiadam sobie niektóre sytuacje, dodając do nich zdecydowanie za dużo od siebie.
Staram się wówczas nadpisać moje braki w komunikacji własnym punktem widzenia. Dlatego też wydaje mi się to bardzo powszechnym zjawiskiem. Nie mamy celu rozumieć drugiej osoby, a pozostajemy przy tym wyimaginowanym poczuciu, że poznaliśmy ją wręcz na wylot. W konsekwencji żyjemy w półprawdzie, że tak jest.
Co ciekawe – nie ma w tym zupełnie nic złego. Nie musimy znać kogoś na wylot, aby dobrze się z nim dogadywać. Nie bądźmy zakładnikami przedziwnych obyczajów, że musimy doskonale prześwietlać innych, aby czuć z nimi więź. To właśnie przez to dążenie do ideału w relacjach, tracimy to, co jest w nich najpiękniejsze – miłe chwile.
Pojawia się jednak argument, że jest to nieszczere. Ci bardziej zatwardziali wytkną nam przedmiotowe podejście do ludzi. Czy jednak na pewno mają rację? Dlaczego chęć pojmowania innego człowieka na swój sposób ma być fałszywa i nieludzka? Ile się mówi o tym, że odbiór sztuki jest zależny od wielu rzeczy i możną ją interpretować na wiele sposobów, nawet w zależności od chwilowego samopoczucia? Nie widzę ani pół powodu, dla którego z człowiekiem miałoby być inaczej. Powiem więcej – człowiek bardziej zasługuje na wyjątkowe traktowanie.