Kolejowa spowiedź – Tajemniczy anons

Jest to druga część opowiadania Kolejowa spowiedź – pierwszą znajdziesz pod tym linkiem: Feralne nadgodziny

Po długiej bezsennej nocy wstałem na poniedziałkową zmianę. Tego dnia pogoda również dopisywała, chociaż poranek wydawał mi się wyjątkowo rześki. Idąc do pracy, wstąpiłem po Seweryna, któremu jak zwykle trudno było się wyzbierać na czas. Tym razem jednak obyło się bez zbędnych wyjaśnień – od razu wróciliśmy do wczorajszej rozmowy. Zanim do tego doszło, postanowiłem nie wspominać mu o liście. Po pierwsze to człowiek nieumiejący trzymać język za zębami, a po drugie uznałem, że zachowanie w tajemnicy tej sprawy odciągnie ode mnie potencjalne kłopoty.

– Słuchaj – zaczął Seweryn. – Mam podejrzenia co do sprawy Elizy!

– Co ty powiesz?

– Naprawdę! – powiedział mój przyjaciel, odpalając papierosa. – Czytałem w końcu najnowszą gazetę, bo matka kupiła. Zaginął Bruner, co nie? Nikt go nie szuka, więc ma sens założyć, że to on napisał tę notkę. 

– To jest pierwsza myśl, którą miałem i ja. Coś więcej wykombinowałeś? – spytałem z przekąsem.

– Już się tak nie mądrz – zwrócił mi uwagę Seweryn, a po chwili dodał. – Właśnie mam coś więcej!

– Zamieniam się w słuch.

To była dla mnie nowa sytuacja. Zwykle to, co mówił, traktowałem z niedowierzaniem, ale tym razem zobaczyłem światełko prawdy w tym gąszczu teorii, które przedstawił Seweryn. Być może niesłusznie traktowałem go jako radosnego idiotę?

– Po pierwsze – zaciągnął się dogasającym papierosem. – Bruner mógł to zrobić specjalnie, aby zatrzeć za sobą ślady. Tak! Sugeruję właśnie, że ten staruch mógł jej coś zrobić. Po drugie wysłał notatkę po tygodniu, kiedy zdążył już dawno opuścić miasto. Nie uważasz, że to dziwne? A trzecie to matka…

– Co z nią takiego? – zapytałem z przerażeniem w oczach.

– No właśnie… nie wiem.

Nastała bardzo niezręczna cisza. W mojej głowie aż się kotłowało, ale wszystkie moje myśli zaczęły próbować dopisać matkę Elizy do teorii przedstawionej przez kolegę z pracy. 

W dalszym ciągu postanowiłem milczeć o liście, ale sprawa zaczynała być dla mnie coraz bardziej oczywista. Jeżeli dedukcja Seweryna miała mieć sens, to rola matki musiałaby opierać się na współudziale w tej niecodziennej historii. To mi się jednak nie zgadzało. Z tego, co wiem, ich relacje były normalne – mieszkamy w zbyt małej miejscowości, żeby takie plotki nie dochodziły do uszu. Dlaczego też matka Elizy miałaby jechać do miejscowości, w której mieszka domniemany kochanek jej córki? No i wreszcie – po co podrzuciła mi list?

Pytań było zbyt wiele, abym zdążył na wszystkie sobie w głowie odpowiedzieć przed rozpoczęciem pracy. Dzień niestety mijał przez to nadzwyczaj powoli.

*

Tego samego dnia późnym popołudniem wracałem do domu sam, ponieważ Seweryn został na stacji na wieczornej warcie, którą rotacyjnie wykonywaliśmy w poniedziałki. Powodem dodatkowego obowiązku był cotygodniowy przyjazd pociągu z odległej stolicy, w którym jechało wielu pasażerów. Jedyny bezpośredni kursu z Doningrodu przez Dziaroszyce zawsze przyjeżdżał wieczorem, co było niezwykłą rzadkością w tych stronach z uwagi na położenie na zupełnych peryferiach państwa.

Paląc papierosa – jak zwykle kupiłem gazetę w przydrożnym kiosku. Nie spieszyło mi się do domu, w którym zresztą nikt na mnie nie czekał, więc postanowiłem usiąść na ulicznej ławce, odpocząć i poczytać. Nie miałem wówczas żadnych oczekiwań wobec tego wydania, wszak nie sądziłem, że nowe poszlaki o zaginięciu Elizy i Brunera mogą pojawić się w gazecie tak szybko. Byłem jednak w koszmarnym błędzie.

Na jednej ze stron był bowiem wydrukowany list, który wysłano do redakcji, celem umieszczenia go na łamach czasopisma. Gazety często za pomocą specjalnej kopiarki powielały listy na wyraźne życzenie. Dzięki temu piszący list miał pewność, że przekażę dokładnie taką treść, jaką chce. Za taką przyjemność musiał dodatkowo zapłacić, ale w dalszym ciągu sposób ten cieszył się sporą popularnością. Wracając do notatki – pamiętam doskonale jej treść.

“Szanowna Redakcjo, 
szukam zaginionego psa, a ostatnio widziałam go koło dworca w Dziaroszycach.
Piesek jest niewielki, ma oklapnięte uszy i jest brązowy w białe plamki. Ma obrożę z adresem - tam prosiłabym o jego doprowadzenie. Na znalazcę czeka nagroda pieniężna”

Po przeczytaniu tej wiadomości zrobiło mi się tak słabo, że prawie osunąłem się z ławki na trawnik. Lęk, który przeszył mnie w tamtym momencie, był niewiarygodny, ale wyjaśnia, dlaczego tak dobrze pamiętam ów anons – charakter pisma był niemalże identyczny, co w liście, który dzień wcześniej znalazłem w kieszeni.  

Obrazki wygenerowane przez sztuczną inteligencję DALL-E 3.

Jedna uwaga do wpisu “Kolejowa spowiedź – Tajemniczy anons

Dodaj komentarz