„Wypas” to słowo, które kojarzyłem z wczesnymi latami dwutysięcznymi, mające na celu opisać sytuację wszelkiego dobrobytu. Zabawne, że dla zadbanej krowy to codzienność.
Więc człowiek jest mniej zadowolony z życia niż wspomniane bydło? Oczywiście, że nie. Wierzę, że żadna krowa nigdy nie uznała swojego życia za wypas. Czy jednak wypas zwierząt i wypas dla człowieka jest tym samym, czy może jednak jest to zwykły homonim?
Po pierwsze ta druga opcja to slang, mający źródło w obserwacji krów. Bądźmy ze sobą szczerzy. Krowa stoi na polu i my ją widzimy. Czy jej nienawidzimy? Prawdopodobnie przeciwnie. To pocieszne zwierzę budzi pozytywne emocje. Wypasa się również owce i kozy, których raczej również nienawiścią nie darzymy – i słusznie, bo niby po co?

Chyba że założymy, że dla krowy wypas to wypas w zwierzęcym i ludzkim znaczeniu. Cóż więcej krówsku potrzebne? Przecież wystarczy jej zielona trawka i trochę siana na zimę. W takiej sytuacji człowiek niemający wypasu zawsze jest teoretycznie bardziej narażony na trudy życia. Może też uchodzić za smutniejszego. Być może to właśnie z tej głęboko zaszytej nienawiści stwierdziliśmy, że stworzymy specjalną inaczej gałąź gospodarki, która doprowadzi, że życie krów wypasem nie będziemy, a bardziej więzieniem. Prawdopodobnie tak nie było, ale nikt mi nigdy tego nie udowodni.